Ponadtysiącletnią historią Gdańska można by obdzielić przynajmniej kilka innych miast na Pomorzu. Przez ten czas przez akta, dokumentujące sytuację demograficzną tego miasta, przewinęły się miliony osób różnej narodowości i wyznania.

Dla części z dawnych mieszkańców Gdańsk był krótszym lub dłuższym przystankiem na życiowej drodze, dla niektórych zaś stał się domem. Trudno się dziwić: ze względu na atrakcyjne położenie oraz inne warunki gród nad Motławą przyciągał od wieków przedstawicieli wielu profesji, nie tylko morskich i handlowych, ale także chociażby wybitnych naukowców czy osoby związane z polityką. Wszyscy oni znajdowali w Gdańsku, choćby na jakiś czas, swoje miejsce na ziemi. Dzięki temu miasto to mogło odnotowywać ciągły rozwój w wielu dziedzinach, by w ten sposób stawać się jeszcze bardziej atrakcyjne.

Dziś, spacerując gdańskimi uliczkami, zaułkami, parkami można z nich – jak z książki – czytać tę wielowiekową historię. Spoglądając najczęściej w górę – aby podziwiać chociażby słynne kamienice czy mury zabytkowych kościołów – zapomnieć można, że historia znajduje się także pod stopami. I to dosłownie. W Gdańsku bowiem istniało kiedyś wiele cmentarzy, przeznaczonych dla osób różnych wyznań. Wiadomo jednak, że żaden z cmentarzy nie ma nieograniczonej pojemności. Po pewnym czasie więc przestawano na nich chować kolejnych zmarłych, a po kolejnych kilkudziesięciu czy nawet kilkuset latach powoli stawały się nekropoliami zabytkowymi. Pamięć ludzka bywa ulotna – tym bardziej, im mniej osób z danego rodu pozostaje przy życiu i, dodatkowo, ma możliwości opieki nad grobami przodków. Po II Wojnie Światowej jednak władze komunistyczne zadały kolejny cios licznym nekropoliom gdańskim: zaczęto sukcesywnie zamieniać je na parki. Działo się tak zwłaszcza z cmentarzami, usytuowanymi wzdłuż dzisiejszej Alei Zwycięstwa. Ślady tych przemian można zobaczyć i dziś – chociażby idąc Aleją Zwycięstwa w rejonie przystanku SKM Gdańsk-Politechnika obok parku miejskiego w stronę centrum Gdańska. Znajduje się tam tablica informująca, że w tym miejscu znajdował się cmentarz ewangelicki, funkcjonujący przez prawie połowę XX wieku. Nie był to jedyny cmentarz, który spotkał taki „wysiedleńczy” los. Dlatego dobrym pomysłem było stworzenie Cmentarza Nieistniejących Cmentarzy, który jest jakby świadkiem przemijania mieszkańców Gdańska.

Ciekawe, jaki los za kilkaset lat spotka dziś czynne gdańskie cmentarze? A także, ciekawe, ile dzisiejszych zakładów pogrzebowych przetrwa przez następne pokolenia. Kiedyś bowiem zakłady pogrzebowe były firmami rodzinnymi i przechodziły z rodziców na dzieci. Czy i w tej kwestii można dostrzec zmiany kulturowo-społeczne? Dziś właściwie każdy zakład pogrzebowy – w Gdańsku czy w każdym innym miejscu w Polsce – choć kontynuuje dawne tradycje funeralne to jednak nie może pozostawać obojętny na to, czego oczekują jego klienci. To właściwa postawa, ale warto pamiętać, że gust klienta – także w kwestiach ostatecznych – bywa zmienny.

Dobrze jest więc, gdy zakład pogrzebowy ma wyraźnie zaakcentowany swój indywidualny rys działalności i przez to staje się rozpoznawalny nie tylko w jednym mieście. Czasem nie trzeba wiele, wystarczy drobiazg. Ot, chociażby taki, jak zwyczaj stosowany przez Zakład Pogrzebowy „Róża” w Gdańsku: w czasie konduktu, niosąc trumnę na ramionach oraz przy grobie – żałobnicy trzymają w dłoniach po jednej róży. Ten milczący gest, sam w sobie wzruszający, nawet nieświadomie sprawia, że zapamiętuje się jakoś łatwiej posługę tego właśnie zakładu, co pewnie niekiedy przekłada się na swoistą lojalność klientów wobec niego.

Codzienność, także zakładu pogrzebowego, składa się z drobnych gestów. Choć może nie przejdą one do wielkiej historii, ale stanowią część życia. Tak, jak milczące ślady gdańskich cmentarzy w hałasie dzisiejszego Gdańska…

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here