Kiedy w końcu udało mi się zajść w ciążę, byliśmy z mężem najszczęśliwsi na świecie. Czekaliśmy na nasze dzieciątko z utęsknieniem. Teraz najważniejsze dla mnie było zdrowie dziecka, więc postanowiłam, że poddam się wszystkim niezbędnym badaniom, które mogą mieć później wpływ na stan mojego syna albo córki. Pierwszym z nich było badanie GBS. Chodzi w nim o to, żeby sprawdzić czy mam w sobie paciorkowca typu B, który lubi zagnieździć się w drogach rodnych. To bardzo ważne, bo dziecko może się zarazić tym paciorkowcem podczas porodu, a to byłoby dla niego bardzo niebezpieczne i mogłoby okazać się nawet śmiertelne. Tak więc kiedy byłam w trzecim trymestrze ciąży, wybrałam się do pobliskiego szpitala na badanie GBS. Polega ono na pobraniu wymazu z pochwy, więc nie jest inwazyjne, ani nieprzyjemne. Miałam już robione wiele wymazów od początku ciąży, więc nie zrobiło to na mnie większego wrażenia. Bardzo się cieszę, że zrobiłam to badanie, bo jakby moje dziecko zaraziło się paciorkowcem typu B, mogłoby potem u niego wystąpić zapalenie płuc, choroby układu oddechowego czy nawet posocznica, czyli sepsa. Na pewno chciałam je przed tym uchronić. Fajne było to, że nie musiałam się do tego badania jakoś specjalnie przygotowywać, musiałam tylko przyjść do szpitala. Lekarz mi powiedział, że dobrze będzie, jeśli nie będę współżyła przez dwadzieścia cztery godziny przed badaniem, bo to ułatwi wykonanie wymazu, więc go posłuchałam. Wiem też, że kobiety, które nie są w ciąży mogą wykonać to badanie, ale warunkiem jest to, że nie mają okresu. Jeśli ma się okres, to badanie GBS się nie uda. W każdym razie poszłam na badanie, zrobiłam wymaz i potem lekarz powiedział mi, że muszę poczekać przynajmniej cztery dni na wynik, bo muszą wysłać próbki do innego szpitala. W tym moim nie było niestety laboratorium. Oczywiście zgodziłam się i cierpliwie czekałam. Po czterech dniach poszłam do szpitala, żeby odebrać wyniki i okazało się, że jestem zdrowa. Kamień spadł mi z serca, bo moje dziecko jest bezpieczne.